Bractwo Apokalipsy Ks.I Roz.4- List część 1.
[fb_button]
Jesteś tu i teraz, masz swoje plany i marzenia, chcesz coś w życiu osiągnąć i do czegoś dojść. Taki przynajmniej panuje ogólny trend. Dominico Tarvage był po za tym trendem, jego to nie dotyczyło. Miał świadomość, że wszystko, co dobre już go spotkało, teraz nie czeka go już nic pozytywnego a to ze względu na decyzje, jakie podjął oraz na to, co zamierzał zrobić w najbliższej przyszłości. Co to było? List, który właśnie rozpoczął pisać zdradzał wszelkie szczegóły i rozwiewał mgłę tajemnicy. Dominico Tarvage rozpoczął ostatnią prostą w swoim życiu, jego los dobiegał końca i niebawem miał przepaść w zapomnienie, jednak list, który po sobie pozostawi jeszcze kiedyś ujrzy światło dzienne. Oto, co w nim rozpoczął pisać.
Widziałem ich, wykonywałem każde polecenie bez zbędnych pytań, posłusznie jak tego zawsze wymagali. Iluminaci istnieją naprawdę. Bardziej niż bractwem są rodziną połączoną wieloma liniami rodowymi skrupulatnie ukrywanymi przed światem. W jakiś niewytłumaczalny sposób posiadają pierwiastki najdoskonalszego zła a korzenie ich istnienia sięgają czasów faraonów a może jeszcze głębiej w odmęty historii.
Gdy imperium Egiptu upadło oni przenieśli się do europy. Jednym z miejsc, w którym na chwilę się zatrzymali był Rzym. Tam powstało wielkie cesarstwo rzymskie, znane do dziś z wielkiego rozwoju, ale też ogromnego okrucieństwa stosowanego względem tysięcy bezbronnych rodzin a nawet dzieci. To było i jest po dziś dzień ich główne zadanie, budować imperia i rozprzestrzeniać się możliwie po jak największym obszarze. Osiągać wpływy w strategicznych punktach umożliwiających przewidywanie przyszłości. W jaki sposób można najdokładniej przewidzieć przyszłe wydarzenia? Tworząc je od podstaw na przełomie wieków nie szczędząc przy tym licznych ofiar z ludzi.
To oni doprowadzają do powstania imperium babilońskiego, imperium rzymskiego a później przenoszą się na północ europy i zakładają główną współczesną kwaterę w sercu Anglii. Powstaje wielkie imperium brytyjskie, tak ogromne, że mówiono, iż słońce nad nim nie zachodzi. To, co ci imperialiści robią to rozsyłanie swoich krewnych po całym świecie, oraz zakładanie tajnych organizacji, których zadaniem jest manipulować parlamentami w celu kontrolowania całych społeczeństw.
Nadeszła moja godzina śmierci, bo zapewne zmierzam na jej spotkanie. Przed nią nikt nie zdoła się ukryć, lecz ja nie miałem nawet takiego zamiaru. Byłem w wielu miejscach zagłady mniejszych lub większych, które na zawsze pozostaną okryte zasłoną historii. Patrzyłem na to, co się dzieje. Cierpienie, łzy i rozpacz okryły większość tego, co zapamiętałem. Każda chwila, każde wydarzenie przelatywało mi przed oczyma, jak woda przez palce. Czułem pozostałości wilgoci, która ostatecznie szybko wysychała. Wówczas w jakiś dziwny sposób stałem się nieczuły na otaczające zło, zbyt wiele go widziałem to uodporniło mnie i przemieniło w bezduszny głaz.
Gdybym wówczas postępował inaczej bez wątpienia wszystko wyglądałoby zupełnie w inny sposób, nie był bym tu i teraz, nie musiałbym pisać tego listu, nie widziałbym tego, co widziałem tego, co nie pozwala zasnąć w nocy. Nie poznałbym istoty zła. Jednak w życiu dokonujemy wyborów a ja skierowałem swoje kroki ku miejscu mrocznemu i istotom okrutnym niosącym tylko zagładę. Nie mogłem sobie pozwolić na bezczynność w obliczu wielkiej tajemnicy, którą systematycznie poznawałem od wielu lat.
Ludzie mają nadzieję, że to, co złe przejdzie samo, myślą, „dlaczego to spotyka akurat mnie, kiedy to wreszcie przeminie, chcę mieć święty spokój.” Ale nic, co złe nie przeminie samo a pozostawione własnemu biegowi urośnie w siłę, która z czasem pochłonie ciało a nawet duszę. Moje życie było wielkim jeziorem. Coraz bardziej nieprzewidywalnym z roku na rok, z dnia na dzień, bardziej i bardziej wydostawało się po za brzegi zrozumienia i zaakceptowania. Problemy, troski, różne zamysły były jak wzburzone fale na wyciszonej tafli wody, jedne większe drugie mniejsze, mogłem jedynie starać się nie dać posłać na dno stojąc zwartym w szeregu życia, będąc bardziej uważnym, mniej podatnym na zachwianie i zepsucie.
Często trzymając się teraźniejszości doświadczamy złudnego poczucia bezpieczeństwa, które trwa do momentu, gdy usłyszymy grzmoty. To zapowiedź nadciągającej burzy przeszłości, która domaga się wyjaśnienia, odłożona w kąt przebudziła się. Dlatego nie przeszedłem obok, nie przymknąłem oczu, lecz ująłem resztki tego, co posiadam w sobie najlepszego w ostatnią podróż na ostatnią chwilę prawdy. Skierowałem swoje kroki w sam środek wichury, bowiem prawda jest warta swojej wysokiej ceny. Tutaj wielokrotne myślenie nie pomoże, tutaj to, co twoje nie znaczy nic, tutaj lepiej nie być dziesięć razy niż być jeden jedyny raz, tutaj jesteś i cię nie ma a jednak to na zawsze pozostaje w tobie, niezatarte znamię, którego nie można się pozbyć. Istniejemy na cienkiej linii, po między dwoma realnymi wymiarami. Zdałem sobie z tego faktu sprawę dopiero, gdy zacząłem tracić grunt pod nogami, którego ostatecznie nigdy nie miałem za wiele.
Tak wyglądał początek, nie był on optymistyczny, lecz napawał grozą. Początek listu ukazywał zderzenie pojedynczego człowieka z tajemnicą, która zdała się przerastać wszystko i wszystkich. W obliczu nadciągającej siły, lub czegoś bliżej nieokreślonego człowiek popada w strach i trwogę a w dalszej kolejności zamęt a nawet paraliż wewnętrzny. Dominico wykazał się dużym heroizmem, ponieważ nie poddał się, lecz postawił na szali własne życie. Po co to zrobił i właściwie, dlaczego? Być może chodziło o ideały, lub próbę ratowania ludzi i samej przyszłości. Tego jeszcze nie wiemy, to pokaże kolejna część listu, nad którym obecnie Dominico Tarvage rozmyślał w mroku i ciszy własnej chatki. Nie miał jednak dużo czasu, czas był tym, na co teraz liczyć nie mógł.
[fb_button]
Autor. Tomasz Magielski.
Fot. Pixabay.com / globalne-archiwum.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.