Gigantyczna plaga szarańczy w krajach Afryki. Owadów są setki miliardów, a może być znacznie więcej.

„Jezu powiedz nam, jakie będą znaki na niebie i ziemi świadczące o Twoim rychłym powrocie na ziemię? Jezu czy Objawisz nam ten moment, lub pokolenie, które będzie świadkiem tych wydarzeń? Wojny oraz odgłosy wojenne, walki między narodami tej ziemi, głód, zaraza, plagi szarańczy, powodzie, trzęsienia ziemi. Czy to wszystko będzie początkiem nadciągającej rozpaczy?” Te pytania i próby odpowiedzi były reaktywowane w przeszłości i są nadal.
Biblia oraz inne „święte księgi” wspominają o znakach czasu, które mają się ujawnić w czasach poprzedzających globalne przemiany. Dlatego też wielu dziś zadaje sobie pytanie o to, czy pandemia koronawirusa COVID-19 jest tego typu znakiem czasu? Dlaczego o tym piszemy? Otóż w mediach głównego nurtu temat ten został całkowicie przemilczany, a de facto coś potężniejszego niż plaga egipska spadło na krajne Afrykańskie i w jakimś stopniu eschatologicznym jest to powiązane również z pandemią.
Fakty są także, że Afrykę dotknęła katastrofa w postaci plagi szarańczy. Przy tym, co się dzieje teraz na terenie największego kontynentu świata, ta znana nam ze Starego Testamentu może jawić się niczym błahostka. Normalnie w jednym stadzie jest około 150 milionów owadów, natomiast obecnie w samej tylko Kenii jest od 100 do 200 miliardów sztuk na przestrzeni 2,4 tysiąca kilometrów kwadratowych. Ludzie boją się głodu i tego, że stada jeszcze urosną.
„Zwykle świętowaliśmy, gdy pojawiła się szarańcza, bo to oznaczało deszcze. Jednak wiemy, że jeśli owady przetrwają dłużej niż deszcz, będziemy głodować.” Powiedziała reporterowi Washington Post Haphi Elema, rolniczka z Etiopii. Gdy w 1954 roku przez Etiopię przeszła podobna plaga, to zniszczyła praktycznie wszystko, co dało się zejść. To, co zostało, zniszczyła potem susza, a cały kraj cierpiał z powodu głodu przez kolejny rok.
Teraz ludzie obawiają się, powtórki z tamtej sytuacji i starają się robić jednocześnie wszystko, co mogą, by przepędzić owady z pól. Z daremnym skutkiem, bo niestety jest ich zbyt dużo. Podobnej szarańczy o takich rozmiarach nie było w Afryce od dziesięcioleci. Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) przestrzega, że trzeba podjąć pilne działania, by nie doszło do katastrofy. Szarańcza pojawiła się już w Somalii, Etiopii, Kenii, Ugandzie, Tanzanii, Sudanie, Sudanie Południowym, Dżibuti i Erytrei.
Największym problemem są dla Etiopii, gdzie owady są niebezpiecznie blisko Wielkiej Doliny Ryftowej, obszaru, który żywi większość 100-milionowego państwa. Stado szarańczy to przeciętnie 150 milionów owadów, jednak w samej Kenii jest obecnie od 100 do nawet 200 miliardów szarańczy. Owady potrafią codziennie zejść tyle samo, co wszyscy mieszkańcy tego kraju. Kenijczyków jest 50 milionów.
Skąd aż tyle szarańczy w Afryce? To wynik sytuacji pogodowej z ostatniego półtora roku. Zdarzeń, które kiedyś były anomaliami, a dziś pojawiają się regularnie. Zaczęło się w maju 2018 roku, kiedy cyklon pojawił się nad pustyniami Jemenu, Omanu i Arabii Saudyjskiej. Deszcz, który jest tam rzadkością, spowodował niespodziewany przyrost roślinności. Pokarmu dla szarańczy. Owady zaczęły się rozmnażać w zawrotnym tempie.
Ich populacja zmniejszyłaby się wraz z nadejściem kolejnej suszy, ale w październiku 2018 roku, pojawił się kolejny cyklon, kolejne deszcze, co spowodowało, że pokarm wciąż był dla nich dostępny. W ciągu sześciu miesięcy populacja szarańczy wzrosła aż 8 tysięcy razy. Regionalne konflikty, przez które nie było, komu robić oprysków, a także kolejny cyklon spowodowały, że zwierzęta te rosły na sile i liczebności. W grudniu dotarły do Kenii. Należy odnotować, że cyklony w tym rejonie pojawiały się raz na kilka lat, może nawet dekadę, a nie kilka razy do roku.
Autor. Zespół globalne-archiwum.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Fot. en.wikimedia.org