Ujawniamy Niemiecki projekt inżynierii społecznej Narodu Polskiego: deindustrializacja, laicyzacja, emigracja młodych i islamizacja.


Nasza częściowo odzyskana wolność w 1989 roku zaczęła być stopniowo ograniczana przeróżnymi ukazami i dyrektywami, a po ukończeniu przebudowywania i modernizacji sieci drogowej Unia wzięła się za przebudowywanie i modernizację polskiego społeczeństwa po przez nieustające pouczanie o bliżej niezdefiniowanych europejskich wartościach, regularne groźby sankcji finansowych w razie nieposłuszeństwa oraz ofensywę ideologii LGBT i gender.

W polityce międzynarodowej nic nie dzieje się przypadkowo. Trwające od wielu lat ataki brukselskich urzędników i niemieckich polityków na polski rząd oraz niedawna seria ataków na Kościół katolicki pokazują, jak bardzo niewygodny dla unijnych strategów pod niemiecka batutą jest rząd PiS, a szerzej ujmując władza stawiająca na interesy narodu Polskiego ponad interesami Niemiec. Coraz mocniej przypomina się o chrześcijańskich wartościach i przywiązaniu do 1000-letniej tradycji i kultury polskiego narodu.

Otóż nie tak miało być. Po początkowej dekadzie miodowej w Unii, Polska miała stać się częścią regionalnego niemieckiego projektu inżynierii społecznej, przeprowadzanego w czterech etapach. Po pierwsze deindustrializacja, czyli likwidacja miejscowego przemysłu. Po drugie laicyzacja, po trzecie emigracja młodych i czwarty punkt to islamizacja. Sekwencja etapów jest przerażająco logiczna. Najpierw wyjaławia się tkankę ekonomiczną i chrześcijańskie tradycje.

Potem wypycha się młodych za granicę w poszukiwaniu chleba, a na koniec na powstające w ten sposób opustoszałe i wyjałowione z perspektyw obszary ściąga się muzułmańskich migrantów, którzy obejmują przestrzeń przez zasiedzenie, często żyjąc nie z pracy, tylko z socjalu. Wjazd 2 milionów nielegalnych muzułmańskich migrantów do Niemiec w ostatnich latach nie był przypadkowy. Wyborcza wygrana PiS w październiku 2015 roku pokrzyżowała te plany wobec Polski, które były już zaawansowane.

Pamiętamy przecież, że po triumfalnym okresie likwidacji przemysłu w latach 90 i de facto zamordowaniu polskiej gospodarki rozpoczęto etap laicyzacji, czyli zwalczania wszystkimi możliwymi środkami TV Trwam i Radio Maryja. Dalej rząd Tuska wypchnął miliony młodych Polaków za granicę. Wszystko w imię maksymy Bronisława Komorowskiego: zmień pracę, weź kredyt, a rząd Ewy Kopacz już miał przyjmować pierwszą transzę muzułmańskich migrantów od Niemiec.

Nie tego spodziewaliśmy się dołączając do Unii w 2004 roku, chociaż fakt, że wprowadzali nas tam akurat komuniści Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller mógł już wtedy zapalić pewne czerwone światła. Spragnieni lepszego życia dołączaliśmy do wspólnoty dobrobytu zapominając, że dwa najbogatsze państwa Europy: Szwajcaria i Norwegia nigdy się do tej wspólnoty dobrobytu nie pchały. Pierwsza dekada Polski w Unii była bardzo długim miesiącem miodowym.

Unia dawała pieniądze na ulepszenie polskiej infrastruktury, a układ z Schengen pozwalał na podróże bez kontroli granicznej. Unia dawała pieniądze nie dlatego, że nas kochała, tylko dlatego, że zachodnie firmy potrzebowały lepszej infrastruktury, by móc operować na nowym polskim rynku, a duże infrastrukturalne projekty tranzytowe na terenie Polski przybliżały Niemcy i Rosję. Drugie czerwone światło powinno było się zapalić w 2007 roku, kiedy w unijnym traktacie lizbońskim pominięto odniesienie się do chrześcijańskich korzeni Europy.

Omamieni miliardami, które Unia dawała, nie zastanawialiśmy się za bardzo nad tym, że Unia, do której weszliśmy, ma już mało wspólnego z projektem ojców Europy z powojennych lat 50 zeszłego wieku. Projekt kooperacji ekonomicznej w imię pokoju, zarysowany przez chrześcijańskich mężów stanu, został przejęty w latach 70 przez międzynarodówkę socjalistyczną, a na ojca chrzestnego Unii mianowano pośmiertnie włoskiego komunistę Altiero Spinelliego.

Nasza częściowo odzyskana wolność w 1989 roku zaczęła być stopniowo ograniczana przeróżnymi ukazami i dyrektywami, a po ukończeniu przebudowywania i modernizacji sieci drogowej Unia wzięła się za przebudowywanie i modernizację polskiego społeczeństwa po przez nieustające pouczanie o bliżej niezdefiniowanych europejskich wartościach, regularne groźby sankcji finansowych w razie nieposłuszeństwa oraz ofensywę ideologii LGBT i gender.

Reasumując należy wyraźnie stwierdzić, że nadal istnieje bardzo duże niebezpieczeństwo, że skończymy podobnie jak mieszkańcy niemieckich miast, jako apatyczne mięso wyborcze w nowym wspaniałym świecie, w którym nie będzie już dla nas przyszłości. Widmo likwidacji Polski będzie wisiało nad nami tak długo, jak nie znajdziemy odpowiednich kontr na lewackie ideologie propagowane przez nienawidzących Europy szaleńców w Berlinie i Brukseli.


Autor. Zespół globalne-archiwum.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Fot. youtube.com


 

Dodaj komentarz